Mk 10, 17 - 30

08 październik 2021
Mk 10, 17 - 30
Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, zaczął Go pytać: "Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?" Jezus mu rzekł: "Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę". On Mu odpowiedział: "Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości". Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu: "Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną". Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał dookoła i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno tym, którzy mają dostatki, wejść do królestwa Bożego». Uczniowie przerazili się Jego słowami, lecz Jezus powtórnie im rzekł: "Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego". A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: "Któż więc może być zbawiony?" Jezus popatrzył na nich i rzekł: "U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe". Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: "Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą". Jezus odpowiedział: "Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym".
 
Ta Ewangelia może zaprowadzić mnie w przynajmniej dwa miejsca: pod ścianę i pod krzyż. 
Pod ścianą stanę wtedy, gdy mój radykalizm będzie pozbawiony rozumu i miłości - będzie po prostu MÓJ. Wtedy faktycznie pewnie będę w stanie już dziś - bez jakiegokolwiek rozeznania - wystawić na sprzedaż mieszkanie, samochód i każdą rzecz, którą "posiadam"..., zostawię rodzinę, dzieci, rzucę pracę i "z misją" pójdę w świat "głosić Ewangelię". Tyle że taka postawa z Ewangelią niewiele ma wspólnego. Wybierając tę opcję, bez zastanowienia, przygotowania i tak po prostu "na własną rękę", co najwyżej mogę sobie i swoim bliskim zgotować piekło, stawiając wszystkich pod ścianą własnego ego.
Wybierając zaś według rozumu i serca, idąc z każdą sprawą do Jezusa, pod krzyż, mogę z miłością wobec Ewangelii, wobec bliskich i siebie, podejmować kolejne kroki. Kroki związane z oddawaniem swojego przywiązania do spraw bardzo przyziemnych, po to, by pójść dalej, by w "dostatkach" nie pokładać ufności, ale w Jezusie, który w zarządzanie może powierzyć mi o wiele więcej niż mam. Bo przecież absurdem byłoby myśleć, że Jezus chce człowiekowi cokolwiek zabrać. On chce dawać. Dawać tak, by człowiek doszedł do życia wiecznego.

Top