Z angielskiego zawsze byłem uczniem trójkowo-czwórkowym. Mam problemy ze słownictwem najbardziej. Nie chciało mi się uczenia czegoś, co mi jednak nie wejdzie do głowy. Nadeszły te wielkie 3 dni egzaminacyjne. Napisałem i spokojnie czekałem do czerwca, aż będą wyniki. Spodziewałem się, że z matematyki będzie ponad 80%, może nawet 90%, a z pozostałych dwóch wyników poniżej 70%. Nadszedł dzień, w którym kuratorium opublikowało wyniki na specjalnej stronie. Zalogowałem się na nią i co się stało? Z matematyki było 87%, czyli tyle ile podejrzewałem. Z pozostałych było ciekawie. Z polskiego zdobyłem 70%, a z angielskiego 78%. Oczywiście byłem zadowolony. Po czasie pomyślałem o tym, jak zdobyłem tyle punktów, skoro nie uczyłem się dość dużo. Po kilku miesiącach dostałem taką myśl: Bóg mi pomógł. Co niedzielę chodzę do kościoła i codziennie modlę się przed snem. Bardzo możliwe, że Pan Bóg wysłuchał moich próśb i pomógł mi w jakiś sposób dobrze napisać ten egzamin. To pokazuje, że dobrze jest być wierzącym w Boga, bo w niespodziewanych momentach może pokazać swoją moc i możliwości.