poniedziałek, 27 czerwiec 2022 11:39

Pochodzę z rodziny wierzącej, ale niepraktykującej. Wyróżniony

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Pochodzę z rodziny wierzącej, ale niepraktykującej. Gdy byłam dzieckiem, z mamą chodziłam do kościoła, ale z wiekiem coraz bardziej się to zmieniło i relacja z Bogiem znikała.
W szkole byłam postrzegana jako szara mysz. Uczyłam się kiepsko. Nie byłam rozmowna, bardziej nieśmiała. Koledzy z klasy nie zwracali na mnie uwagi. Byłam przez nich źle traktowana. Relacja w rodzinie również nie była najlepsza. Ojciec nadużywał alkoholu. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek mnie przytulił i powiedział: „Kocham Cię, córeczko". Tylko mama o mnie i o moją siostrę dbała.
Nie miałam dobrego wzoru do naśladowania, jak powinna wyglądać prawidłowa relacja między mężczyzną, a kobietą. Pierwszego chłopaka poznałam, gdy miałam 16 lat. Cieszyłam się, że ktoś zwrócił na mnie uwagę. Pierwszy raz czułam zainteresowanie z czyjejś strony. To była relacja, która zakończyła się dla mnie drastycznie, ponieważ pierwszy raz doznałam przemocy seksualnej. Rok później spotkałam kolejnego mężczyznę, który pokazał mi, że moja rola polega na spełnianiu jego oczekiwań w sferze seksualnej, a słowo: nie - nie  istnieje.
Gdy miałam 19 lat, powoli wracałam do Pana Boga. Wcześniej moja relacja z Nim była słaba. Nie modliłam się, msze nie były dla mnie ważne. Wolałam pójść do znajomych, niż do kościoła. Przełomowym momentem była operacja w 2009 r. (choruję na raka tarczycy). Po tej operacji powoli wracałam na ścieżkę wiary. Zaczęłam chodzić na mszę, adorację, modlitwy. Uczęszczałam na spotkania modlitewne Taize w parafii.
W 2010 r. poznałam kolejnego mężczyznę, który próbował mnie zgwałcić. W ostatniej chwili uratował mnie telefon, który do niego zadzwonił i nie zrobił tego czynu. Po latach wiem, że to Bóg mnie uchronił przed gwałtem. Ta sytuacja sprawiła, że popadłam w zły stan psychiczny. Miałam myśli samobójcze, okaleczałam się, izolowałam się od znajomych itp. Toczyłam nieustanną walkę między życiem, a śmiercią. Parę tygodni po zdarzeniu pojechałam nad Wartę w celu popełnienia samobójstwa. Gdy byłam na miejscu, pierwszy raz mocno odczułam obecność Boga i złego ducha. Stałam na moście z myślą, żeby skoczyć. Jakaś siła mnie do tego pchała, a druga odpychała. Była to walka między dobrem, a złem…
Trauma a problemy duchowe.
Później starałam się normalnie funkcjonować, cieszyć się życiem, ale nieustannie w myślach, obrazach powracała do mnie trauma. Czułam jakby odebrano mi godność, wartość jako kobieta, że nie zasługuję na ciepłe słowa. Miałam poczucie, że moje zdanie nie jest ważne, że służę do zaspokajania cudzych potrzeb wbrew mojej woli. Ze łzami prosiłam Boga o ratunek. Moja relacja z Bogiem stawała się coraz lepsza, ale pojawiły się kolejne problemy, tym razem duchowe. Miałam problemy ze snem, koszmary nocne, czułam niechęć do Boga, do osób świętych. Drażniły mnie osoby, które się przy mnie modliły. Widziałam przez parę sekund czarne postacie, śnił mi się szatan itp. Nie wiedziałam, co się ze mną działo…
Miałam skończone 25 lat, gdy trafiłam do wspólnoty przy karmelitach, którą prowadził egzorcysta. Po kilku tygodniach lub miesiącach napisałam do ojca z prośbą o pomoc. Powiedziałam mu, co mnie spotkało i co się ze mną działo w sferze duchowej. Nie przypuszczałam, że potrzebuję modlitw, ale zachęcona przez ojca, poszłam do niego na modlitwę wstawienniczą. Później miałam modlitwę egzorcyzmu, po której się pojawiły nie fajne akcje: koszmary się nasiliły, nie dawałam rady być na mszy (toczyłam walkę, aby na niej zostać), nie byłam w stanie przyjmować komunii świętej. Gdy budziłam się w nocy czułam ogromny lęk, mocno bolała mnie głowa, widziałam szatana w snach itp. Gdy miałam koszmary, czy inne nieprzyjemne sytuacje, modliłam się do Maryi, do św. Michała Archanioła, i potem się uspokajałam. Do tego kapłana chodziłam przez parę miesięcy. Później poznałam o. Wiesława, który przez pewien czas mnie prowadził i powiedział, że mam dręczenia duchowe (egzorcysta też mi to mówił, ale nigdy do mnie to nie docierało) i posłał mnie do innego egzorcysty. Na początku chodziłam do księdza egzorcysty co miesiąc, później już rzadziej.
Cały czas czułam, że coś było na rzeczy, ale nie wiedziałam co, ponieważ nie umiałam tego rozeznać (o. Wiesław został wysłany do innej miejscowości i nie miałam kierownika duchowego).
W  międzyczasie prosiłam Boga w modlitwie, aby posłał mnie do nowej wspólnoty, gdyż do DA już wiekowo nie pasowałam. W Internecie trafiłam na wspólnotę RCS i w 2012 r. zapisałam się do księgi. Na początku nie modli
łam się modlitwą zawierzenia, nie chodziłam na spotkania, lecz w późniejszym czasie powoli zaczęłam się nią coraz bardziej interesować. Poszłam na spotkanie, ale były tam same pary i się zraziłam. Nie poszłam na kolejne spotkanie, lecz Bóg cały czas nie ustępował. Czułam w sercu, że mam przyjść na spotkanie RCS. W 2017 r. w marcu poszłam na spotkanie RCS przy Chrystusowcach i zostałam tam do dzisiaj. Na początku mówiłam sobie, że będę gdzieś z boku i nie będę się w nic angażować. Zmieniło się to i do dziś gram na mszach, rekolekcjach na gitarze. Poznałam modlitwę zawierzenia i bardzo poruszyły mnie słowa: ,,i leczy najboleśniejsze rany" oraz poznałam patronkę RCS bł. Karolinę Kózkównę, która w obronie czystości została zamordowana przez żołnierza, który chciał ją zgwałcić. Wiedziałam, że ta wspólnota jest dla mnie, że Pan Bóg mnie do niej zaprosił, a bł. Karolina jest bardzo bliska memu sercu. Pierwszy raz we wspólnocie zobaczyłam, co to jest szacunek do kobiety przez mężczyzn (sama tego tam doświadczyłam) i przez cały czas poznaję, jak powinna wyglądać zdrowa i prawidłowa relacja między kobietą a mężczyzną.
 
Mijały kolejne miesiące, a trauma cały czas się odzywała, nie ustawały problemy duchowe i nie wiedziałam, co się nadal ze mną dzieje. Do egzorcysty na modlitwę chodziłam coraz rzadziej, tak już było coraz gorzej ze mną.
W 2019 r. lub 2020 r. pojechałam do Lubrzy do salezjańskiego domu Maryi po pomoc. Gdy byłam w trakcie modlitwy, otworzyłam ,,Słowo Pouczenia” Alicji Lenczewskiej, w którym był fragment: ,,Nie przerażaj się tym, co widzisz, ogromem pracy, który cię czeka i jaki na pewno przerasta twoje siły. Bądź ufna i spokojna, przecież Ja jestem z tobą. Ja będę czynił to wszystko w twojej obecności. Będę to czynił łagodnie i konsekwentnie, jeśli będziesz obecna wraz ze Mną, jeśli nie uciekniesz na zewnątrz. Dostrzeż najpierw piękno twojego serca. To piękno, które jest odbiciem Mojego blasku i rozpoznawaj Mnie w nim. Jakże ogromna radość powinna cię ogarnąć z daru tak wspaniałego. I jak wielkie pragnienie, by dar ten pozostał nieskalany. Pragnienie, by serce twoje - twoja dusza - było nieskalane i czyste, jest najważniejsze ze względu na Mnie, ze względu na ciebie samą i ze względu na braci, którym trzeba służyć, ze względu na świat, który trzeba uświęcić. Będziesz wpatrywać się we Mnie w twoim sercu, a Ja będę czynił w nim ład. Dzień po dniu - przez wiele, wiele dni. I czas ten będzie najbardziej owocnym czasem twojego życia i życia tych , którym pragniesz służyć, o których się troszczysz. Serce czyste sprawi, że zwielokrotniona będzie skuteczność twojej posługi wobec braci, bez wielu słów, bez wielu działań zewnętrznych, bez zabiegania i szamotania się w świecie. Pokój i ład twojego serca zrodzą moc, która przemieniać będzie ciebie i innych i świat. Miłość Moja jest tą mocą, bo ona jest w sercu czystym i z niego emanuje.” Te słowa bardzo mnie poruszyły i wzruszyły, i dały mi nadzieję, że będzie dobrze, że będę mieć męża, dzieci (mam rozeznane powołanie), ale wiedziałam, że czeka mnie długa i ciężka praca nad sobą.
 
Modliłam się do Boga, aby dał mi terapeutkę, która mi pomoże. I gdy wróciłam z Lubrzy, pojechałam do interwencji kryzysowej i dostałam tam namiar na terapeutkę. Przez epidemię odwołano mi terapię i wtedy Bóg po raz kolejny interweniował. Gdy dzwoniłam do poradni, pani w rejestracji mówiła, że nadal nie mam terapii, ale jest miejsce u innej terapeutki i kilka dni później zaczęłam sesje. Moja terapeutka jest bardzo miłą i ciepłą osobą. W 2021 r. zapragnęłam bardzo jechać na rekolekcje z RCS i widziałam, że takie rekolekcje będą również w Przytkowicach. Pytałam się Boga, czy On chce, abym tam pojechała i jeśli tak, to żeby pomógł mi zebrać finanse. Z pomocą ludzi udało mi się zebrać pieniądze i mogłam jechać na rekolekcje. Nie wiedziałam, dlaczego Pan Bóg chce, abym tam była, ale pojechałam. W trakcie rekolekcji były różne konferencje i też konferencja s. Beaty, która mówiła o przebaczeniu. Ja bardzo chciałam z
serca przebaczyć mojemu oprawcy. Po konferencji poszłam do kaplicy, aby przebaczyć, ale miałam problem, nie byłam w stanie powiedzieć za co mu przebaczam i poprosiłam s. Beatę o pomoc. Siostra się zgodziła. Powiedziałam jej co mnie spotkało i poprosiła również ks. Michała, aby się modlił za mnie. Po kilku razach z pomocą siostry i księdza udało mi się przebaczyć mojemu oprawcy. Później poszłam na adorację, całą przepłakałam. Podczas wspólnej adoracji Jezus do mnie przemawiał przez kapłana. Były tam słowa, które były kierowane do mnie. Wiedziałam, że Bóg czuwa nad tym wszystkim i się mną opiekuję. Po tej modlitwie wyszły uśpione problemu duchowe, które trzeba było rozeznać z pomocą kapłana. Poprosiłam mojego kierownika duchowego (obecnego) o pomoc i co tydzień, przez parę miesięcy, wysyłałam mu sprawozdania duchowe. Cały czas miałam spory lęk, ale dzięki pomocy kapłana oddaję lęk Maryi i staram się wytrwać na mszy, a jak lęk wzrasta (jak się modlę), oddaję od razu Maryi i ustępuje.
Bóg uzdrowił moją traumę.
Problemy duchowe, które miałam były wynikiem doznanej traumy. Przez sytuację z ojcem nie potrafiłam zaufać Panu Bogu całkowicie. Chciałam zaufać, ale za bardzo się bałam. Czytałam różne książki, modliłam się o to. We wrześniu 2021 r. podczas koronki, całkowicie z serca powiedziałam Bogu: ,,Jezu ufam Tobie, widzę że się o mnie troszczysz, że dbasz o mnie oddaję się Tobie, rób ze mną co Ty chcesz.” Pierwszy raz, wypowiadając słowa „Jezu, ufam Tobie” widzę, że naprawdę Jemu ufam.
Bóg powoli, małymi krokami, uzdrawiał moją traumę. Zaprowadził mnie do kolejnej wspólnoty, która się nazywa Urzekająca. Jest to wspólnota dla kobiet i dzięki niej odkrywam w sobie piękno kobiety, które przez traumę było uśpione. Nie potrafiłam o siebie zadbać, często obwiniałam się, a wręcz traktowałam siebie, jako największego wroga. Podczas spotkań wspólnoty dla kobiet i na terapii budowałam swoją wartość i piękność kobiety. W listopadzie 2021 r. pojechałam na rekolekcje dla kobiet do sióstr zakonnych. Cieszyłam się, że tam jadę, bo chciałam odpocząć i przybliżyć się do Pana Boga. Jednak ten czas był dla mnie bardzo trudny. Podczas rekolekcji była mowa o wartości i godności, jako kobiety. Obudziły się problemy z tym związane. Pojawił się ogromny kryzys, który zakończył się szybkim powrotem do domu… Nie potrafiłam poradzić sobie i z dnia na dzień pogarszał się mój stan, powróciło złe myślenie o sobie i pojawiły się myśli, aby się samookaleczyć. Poszłam na mszę w pierwszy piątek miesiąca. Cały czas czułam się nie najlepiej psychicznie. Na mszy po prostu byłam. Gdy przyjęłam komunię świętą, zaczęły wracać mi siły do walki, czułam się silniejsza, a zmęczenie psychicznie zmalało. Napisałam do mojej terapeutki, że mam myśli o samookaleczeniu i to mi pomogło tego nie zrobić. Jezus dał mi te siły, gdy przyjęłam Go w komunii świętej.
Trzy dni po piątkowej mszy pojechałam na modlitwę wstawienniczą. Podczas modlitwy otrzymałam ogromne wsparcie od Maryi. W słowie poznania Maryja powiedziała do mnie przez wstawiennika, że mam zaakceptować swoją kobiecość, seksualność, że nie jestem nieczysta. Maryja poprosiła mnie, abym przyjęła swoją kobiecość i swoje łono. Po przemocy czułam się brudna. Widziałam, że teraz Pan Bóg chce mnie uzdrowić z mojego patrzenia na siebie, jako kobietę. Ten proces trwał długo. Odmawiałam modlitwę, która pozwoliła mi zaakceptować i pokochać siebie.
Jakiś czas temu byłam również na rekolekcjach dla singli i w jednym dniu była mowa o wartości siebie, że nie mogę stracić wartości jako kobiety, że jestem ważną, ukochaną córką Boga. Było też słowo poznania, które mnie bardzo poruszyło, że jest tu pewna osoba, która doznała złego dotyku, że Bóg to uzdrawia i potem wypełnić Bożą wolę do powołania małżeńskiego. Bardzo się ucieszyłam i popłakałam się, że ponad 11 lat męczę się z traumą, ale z pomocą Boga, mojego kierownika duchowego i terapeutki jest coraz lepiej. Mam też kilka osób ze wspólnoty i spoza, które mnie bardzo w tym wspierają Dziękuję bardzo Bogu za te osoby. Terapia była dla mnie ciężkim doświadczeniem, nieraz przepłakałam sesje, ale z dnia na dzień trauma stawała się czymś, co mnie już nie boli, co jest dla mnie przeszłością.
 
Była to trudna walka, ale teraz mogę już powiedzieć, że Jezus mnie uzdrowił z traumy. Jezus uzdrowił moją kobiecość. Jestem wdzięczna, że Bóg mnie taką stworzył, akceptuję się i pokochałam siebie. W 2020 r. w styczniu oddałam się całkowicie w niewolę Maryi, wierzę, że  przez proces terapii była przy mnie cały czas. Terapię ukończyłam 25 marca br. w dniu poświęconym Maryi. To był piękny proces, ale i długi, ale Pan Bóg działał delikatnie i konsekwentnie. Uzdrowił moje patrzenie na siebie, na moją seksualność. To jest piękny dar od Boga. Te wszystkie trudne sytuacje pokazały mi, że gdyby nie ta trauma, to nie wiem, czy miałabym taką relację z Bogiem, jaką mam teraz. Zaufałam Bogu całkowicie i wiem, że On jest zawsze przy mnie i czuwa. Z Jezusem, z Maryją można przejść każdą drogę. ,,Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”.
Na koniec chciałabym dodać coś do osób, które również doświadczyły przemocy seksualnej. Jakiś czas temu moja znajoma wysłała mi link do rekolekcji ks. Dominika Chmielewskiego. Ksiądz mówił o dziewczynie, która została zgwałcona i bardzo ujęły mnie tam słowa: ,,Był Jezus, gdzie jest odarty z szat w X stacji Drogi Krzyżowej, tłum śmiejący się z nagości Jezusa. Jezus w tej stacji wziął na siebie wszystkie gwałty, molestowania, wszystkie skutki grzechów seksualnych na niewinnych. Jezus wziął to wszystko na siebie i powiedział do tej dziewczyny: daj mi swoją hańbę”. Te słowa bardzo mi pomogły, gdy miałam duże kryzysy, i jak byłam na adoracji to patrzyłam na Jezusa i widziałam tę scenę, oddawałam Mu moją traumę, opowiadałam Mu o niej. Pozwoliłam Mu działać. Jezus chce Wam pomóc, tylko otwórzcie swoje serca. Nie będzie to łatwa droga, ale z Nim da się to przejść.
Chwała Panu za wszystko! Ewelina
 
 
 
 
Czytany 650 razy

Skomentuj

Upewnij się, że zostały wprowadzone wszystkie wymagane informacje oznaczone gwiazdką (*). Kod HTML jest niedozwolony.

Top