czwartek, 22 grudzień 2022 13:55

Od dłuższego czasu...... Wyróżniony

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Od dłuższego czasu, a w zasadzie można powiedzieć od około 9-10 lat powoli, stopniowo, coraz bardziej i coraz głębiej nasz Jezus pozwalał mi się poznawać i odkrywać nowe tajemnice samego siebie i tajemnice wiary. Zaczęło się, jak to zwykle niestety, a może stety bywa, od upadku i beznadziei, na której dnie Pan Bóg wyciągnął do mnie rękę, wysyłając mi na pomoc anioła, ale na razie nie o tym. Gdy doszło do mojego nawrócenia, najpierw zapragnąłem czytać Pismo Święte, przeczytałem cztery Ewangelie, Dzieje Apostolskie, Listy (nie wszystkie jeszcze niestety). Potem przez tzw. „przypadek” (jak kiedyś powiedział jeden z Apostołów naszych czasów, „przypadek” to świeckie imię Ducha Świętego) zacząłem trafiać na różne kanały, filmiki, kazania itp. W ten sposób „poznałem” ks. Pawlukiewicza, Jezuitów z Łodzi, ks. Teodora, ks. Dominika Chmielewskiego, zacząłem słuchać „Mocnych w Duchu”, koncertów Jednego Serca Jednego Ducha itd. Jakieś ponad 2 lata temu zacząłem się też przygotowywać do spowiedzi, takiej generalnej, ze wszystkich grzechów w życiu, przygotowałem sobie nawet listę grzechów na komputerze, która zajęła 2 strony A4 (nie jestem jedynie w stanie zrozumieć dlaczego tyle czasu czekałem żeby do tej spowiedzi w końcu pójść). Jakieś 2-3 miesiące temu trafiłem, przez kolejny „przypadek”, na kanał formacyjny SMS z Nieba, który od razu przyciągnął mnie do siebie i od pierwszego razu zacząłem i nadal oglądam i słucham go codziennie (a w zasadzie jest to druga istotna czynność początku każdego mojego dnia, jako że zaczynam od czytania Słowa na dany dzień). Oglądanie tego kanału i słuchanie Słowa tam głoszonego wzbudziło we mnie jeszcze bardziej chęć jeszcze głębszej relacji i zbliżenia się do Boga.
Nawet zacząłem się zastanawiać czy nie wsiąść w samochód i nie pojechać do tego Koszalina, żeby się spotkać osobiście z księdzem prowadzącym ten kanał. Pewnego dnia, a było to dokładnie 18 czerwca 2022 roku wszedłem do kościoła św. Wojciecha na warszawskiej Woli i zacząłem się modlić przed obrazem Jezusa Miłosiernego i figurą Matki Bożej Nieustającej Pomocy i powiedziałem wówczas do Boga: „Boże pomóż mi, powiedz mi co mam zrobić, aby być bliżej Ciebie”. Z tym pytaniem wróciłem do domu i ledwo do niego wszedłem, a już miałem odpowiedź. Usiadłem na kanapieigdy włączyłem komputer, aby coś tam sprawdzić, jako pierwsza rzecz otworzyło mi się okno internetowe (być może był to facebook) z ogłoszeniem: „Wyjątkowy czas! Raz na 10 lat – parafialne misje ewangelizacyjne Rusiec - przyjdź 19 czerwca 2022 roku” … i w dodatku … prowadzone przez księdza Rafała z mojego ulubionego kanału SMS z Nieba. Byłem w głębokim szoku i mówiłem sobie: „Panie, ja nawet herbaty nie zdążyłem sobie zrobić, a Ty tak od razu, BACH prosto w twarz”. Od razu zapakowałem się w samochód (a była to sobota, czyli dzień przed rozpoczęciem misji) i pojechałem do Ruśca, aby dowiedzieć się dokładnie co i jak. A więc jednak, i to już od następnego dnia, byłem przeszczęśliwy. Następnego dnia była niedziela i pierwszy dzień misji. Podczas mszy rozpoczynającej misje poczułem, jak jakaś siła mnie pcha i głos, który mówi „Idź do spowiedzi". Wiedziałem, że tym razem Jezus już mi nie odpuści. Po mszy zaczepiłem ks. Jarka i poprosiłem go, aby mnie porządnie wyspowiadał, ze wszystkich grzechów jakie popełniłem. Ksiądz Jarek zaprosił mnie na wtorek 21.VI na godzinę 17:00. Z lekkim niepokojem zapytałem ks. Jarka, czy wyrobimy się do 19:00, czyli do godziny. o której zaczynały się misje … przecież ja miałem te swoje 2 strony A4 zapisane w pełni (grzechami). Ksiądz Jarek tylko się uśmiechnął i powiedział: „Musimy się wyrobić w pół godziny”. Byłem lekko skonsternowany, jak to, ja tu myślałem, że to będzie spowiedź z życia na 2 godziny, a tu raptem dostałem tylko 30 minut. Zacząłem pytać Boga, co ja mam z tym zrobić … i znowu dostałem odpowiedź: „Masz się nad sobą nie rozczulać, tylko konkretnie, nazwać rzeczy po imieniu, prosto z mostu”. Mój jedyny komentarz brzmiał: „Aha”. No i przyszedł wtorek, od rana byłem jednocześnie podekscytowany i zestresowany. Nie mogłem usiedzieć w pracy, więc przyjechałem już po 16tej i czekałem przed kaplicą. Muszę przyznać, że im bliżej było 17tej, tym byłem bardziej zestrachany (gdybym miał pieluchę to byłaby pełna). Przyszła godzina 17:00, przyszedł ks. Jarek i zaczął zrywać kwiatki. Na szczęście Pan się nade mną ulitował i ks. Jarek szybko się uporał z tymi kwiatkami i zaprosił mnie do konfesjonału. Zacząłem wyznawać swoje grzechy, tak jak miało być, prosto z mostu, nazywając rzeczy po imieniu. Gdy skończyłem poczułem wielką ulgę, przeprosiłem Boga za grzechy i się rozpłakałem, a ks. Jarek tylko się uśmiechnął i powiedział „27 minut, a nie mówiłem, że się wyrobimy”. Tego dnia mogłem po raz pierwszy od ponad 4 lat przyjąć do serca Jezusa w Eucharystii. Co w tym momencie czułem nie będę opisywać, bo nie jestem w stanie ubrać tego w słowa. Tego dnia wieczorem zaczęła mi chodzić po głowie moja ulubione pieśń, jaką usłyszałem kiedyś w wykonaniu „Mocnych w Duchu”, i zapragnąłem bardzo, aby ją usłyszeć następnego dnia. Następnego dnia, czyli w środę 22.VI, ekipa ewangelizacyjna w pewnym momencie zaczyna grać i śpiewać „Daj mi usłyszeć Twój głos …” . Nie dawało mi to spokoju i znowu zacząłem myśleć, jak jeszcze bardziej zbliżyć się do Pana i usłyszeć, co do mnie mówi. Zacząłem szukać i tutaj … kolejny „przypadek” – od razu trafiłem na filmik sprzed 16 lat (!) z przemówienia pewnego charyzmatycznego kaznodziei, wygłoszonego na rekolekcjach w parafii Chrystusa Miłosiernego w Adwencie 2006 roku, w którym to przemówieniu padły takie to słowa: „Rekolekcje to pozwolić Chrystusowi, aby przemówił do naszego serca, a nie skupiać się na tym, co ja chcę usłyszeć, bo jeśli skupimy się na tym, co my chcemy usłyszeć, to Jezus bardzo delikatnie przejdzie obok nas niezauważony, więc powinniśmy zostawić nasze oczekiwania poza drzwiami tego kościoła i pozwolić Bogu przemówić do nas w taki sposób, jak On chce”.
Przed spotkaniem misyjnym, w czwartek 23.VI, powiedziałem Panu: „Panie, nie mam żadnych oczekiwań, żadnych roszczeń, żadnych pytań, zostawiam wszystko z czym przyszedłem na zewnątrz i po prostu chcę Cię słuchać, a Ty mów do mnie to, co chcesz mi powiedzieć”. I usłyszałem historie mojego życia wypowiedziane ustami ewangelizatorów i od razu dostałem też rozwiązania. Po raz kolejny Bóg mnie zaskoczył, ale On przecież uwielbia nas zaskakiwać swoją Miłością. No i przyszedł piątek, 24.VI, kiedy nabożeństwo misyjne zostało na końcu zwieńczone modlitwą indywidualną nad każdym o zesłanie Ducha Świętego. Poszedłem i ja (przyznam uczciwie, że podszedłem do osoby, do której poczułem od samego początku jakąś sympatię, której nie potrafię nawet wyjaśnić). Gdy ta osoba się nade mną modliła cały drżałem. Na końcu moja pani ewangelizator powiedziała mi dwa zdania: 1) Miałam obraz Jezusa, który nakłada na ciebie białą szatę, ale nie jest to szata chrzcielna – musisz zapytać Jezusa o co chodzi z tą szatą, 2) Jezus powiedział do ciebie „Jestem z Tobą w Twojej sytuacji”, a kiedy po tym drugim zobaczyła, że zaczynają ze mnie ciurkiem lecieć łzy zaprosiła mnie pod ołtarz, abym zbliżył się do krzyża Jezusa i osobiście Mu o tym powiedział. Ja padłem na kolana przy ołtarzu i wybuchłem łzami. Nie byłem w stanie tego opanować. Po jakimś czasie poczułem wielką ulgę, ale jak się później okazało to był dopiero wstęp … Po odejściu od ołtarza uklęknąłem i modliłem się do Jezusa: „Jezu ufam Tobie, Jezu kocham Cię, Jezu prowadź mnie”, i na końcu dodałem coś, czego nigdy wcześniej nie dodawałem "Jezu otwórz mnie”. Po wyjściu z kościoła poszedłem do samochodu (była godzina około 22:00), i gdy wsiadłem, to wtedy się zaczęło … zacząłem cały drżeć, dostałem drgawek, jak przy epilepsji, zaczęły ze mnie wychodzić dziwne wycia i jakby powietrze uciekało, zacząłem po prostu, nie płakać, tylko ryczeć. To się potem powtórzyło jeszcze drugi raz i trzeci, przy czym trzeci raz już był słabszy, a potem przyszło ukojenie i błogi spokój. Gdy to wszystko miało miejsce, modliłem się do Ducha Świętego: „Wyrzuć ze mnie całe zło, niech idzie precz pod krzyż Chrystusa i niech tam zostanie”. Gdy już było po wszystkim i poczułem się na siłach, aby odjechać do domu, spojrzałem na zegarek, była godzina 22:50. Jadąc do domu zacząłem wracać myślami do pkt 1) i zastanawiać się, o co chodzi z tą „białą szatą", i zacząłem prosić Ducha Świętego, aby mi podpowiedział, dał wskazówkę. No i ledwo wszedłem do domu, to ją dostałem. Uruchomiłem wyszukiwarkę i trafiłem na poniższy tekst:
 
„Idąc za Bogiem, jak najlepiej zabezpieczyć się przed wrogami, którzy chcą nas sprowadzić z tej drogi wiodącej do zbawienia? Jak przejść tę drogę w miarę bezpiecznie? Św. Jan od Krzyża podpowiada, że najlepszym zabezpieczeniem na tę drogę są trzy cnoty teologiczne – wiara, nadzieja, miłość. Święty w „Nocy ciemnej” w 21 rozdziale, mówiąc o tych cnotach, porównuje je do szat rożnego koloru, które dusza musi przyodziać, by nie zagubiła się, nie zniechęciła się trudnościami, przeciwnościami, jakie z pewnością spotkają ją na tej drodze. Pierwsza cnota teologiczna - wiara, jest tutaj symbolizowana przez szatę koloru białego, bo podróż odbywa się wśród mroków, przykrości wewnętrznych, nie mając w niczym oparcia, żadnego światła nawet z góry, bo niebo wydawało się zamknięte, a Bóg nieobecny. Mimo to szła wytrwale, bo wiedziała, że Bóg doświadcza w ten sposób jej wiarę, że wyjdzie z tych prób obronną ręką, umocniona, bo mimo wszystko „On strzeże jej dróg”. Biel tej szaty symbolizuje zaślubiny, jest oznaką poświęcenia się tylko jedynemu oblubieńcowi, przez biel tej szaty mówi, że nie chce należeć do innego, że podąża tylko za tym którego umiłowała, wyłączną miłością. Jest to cnota – szata bardzo ważna, bo stanowi podporę dla innych szat - cnót”.
 
… i czyż Pan nasz nie jest Wielki, a Jego miłość Wszechogarniająca ?
 
(spisane w nocy z 24 na 25 czerwca 2022 r. w podzięce za miłość Boga i dary Ducha Świętego)
 
Wracając do pkt 2. Po jakimś czasie, a konkretnie w niedzielę 26 czerwca, przyszedł do mnie jeszcze jeden, mocny i bardzo intensywny obraz, jak Jezus po zmartwychwstaniu przychodzi do uczniów i odciąga na bok św. Piotra (tak, jak mnie zaciągnął do samochodu), i wtedy pyta go trzy razy: po raz pierwszy „Piotrze, czy mnie miłujesz ?!” (i to jest mocne), powtarza po raz drugi „Piotrze czy mnie miłujesz ?!” i po raz trzeci już delikatniej „Piotrze czy mnie kochasz?” I wtedy Piotr odpowiada słowami, od których zaczyna się niniejsze świadectwo … Panie, Ty wiesz Wszystko, Ty wiesz, że Cię kocham. I w tym momencie uświadomiłem sobie, jak często odwracałem się od Chrystusa, nie przyznawałem się do Niego, nie stawałem w Jego obronie lub w obronie Kościoła … i nawet nie musiał piać żaden kogut. Pozostało mi jedynie przeprosić Go za to wszystko i powtórzyć po św. Piotrze … Panie, Ty wiesz Wszystko, Ty wiesz, że Cię kocham … Adrian
Czytany 352 razy Ostatnio zmieniany czwartek, 01 luty 2024 10:17

Skomentuj

Upewnij się, że zostały wprowadzone wszystkie wymagane informacje oznaczone gwiazdką (*). Kod HTML jest niedozwolony.

Top