Mk 6, 1 - 6

28 czerwiec 2021
Mk 6, 1 - 6

 Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim. 
A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony».
I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

 Ci, którzy wiedzieli, z jakiej rodziny pochodzi Jezus – przypięli Mu łatkę. Niedowierzali Jego mądrości. Woleliby zapewne widzieć Go z deskami i dłutem. Wtedy by się nie wyróżniał – byłby tym, kim według ludzi powinien. Tymczasem Jezus ich zaskakuje i mieszkańcy Jego rodzinnego miasta nie są w stanie zobaczyć, Kim On naprawdę jest, bo nie pasuje do ich wyobrażenia. Tak łatwo jest ocenić - przekreślić lub uprzywilejować człowieka wcale go nie znając, a bazując jedynie na jego nazwisku, usłyszanej opinii, wyglądzie, itd. Chyba nie ma na świecie człowieka, który nie został w jakiś sposób oceniony lub sam nie ocenił drugiego. Ta Ewangelia uczy mnie, że aby być jak najbliżej Jezusa, to niezależnie od tego, co ludzie gadają – mam robić swoje, robić dobro, siać ziarno. I nawet jeśli pochodzę z takiej, a nie innej rodziny, albo narobiłem w życiu głupot, to zawsze mogę zwrócić się do Jezusa, by mnie przygarnął, położył ręce, uzdrowił i nauczał. On nie odrzuca. Nigdy, nikogo.

Top